piątek, 22 marca 2019

„Dobry tłumacz musi czasem z rzodkiewki zrobić krewetkę”


To wydarzyło się naprawdę: podczas wizyty w Japonii ówczesny Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej, Lech Wałęsa, opowiedział dowcip o komunistach, przyrównując ich do rzodkiewek, czerwonych na zewnątrz, i białych w środku. Nie wiedział, że rzodkiewki w Japonii są białe. Na szczęście wiedział o tym jego tłumacz, który błyskawicznie zadecydował o zamianie rzodkiewek na krewetki.

Znajomość odbiorcy

Ten przykład obrazuje wyzwania, z jakimi mierzą się na co dzień tłumacze pomimo tego, że żyjemy w erze coraz lepszych, powszechnie dostępnych tłumaczeń maszynowych. Niewiele osób wie, że nadal istnieją obszary, w których algorytm komputerowy nie da sobie rady, a tłumaczenia wykonane przez człowieka są bezkonkurencyjne. Choćby literatura piękna. Albo teksty marketingowe.

„BALAJCZA tłumaczy tekst marketingowy na 23 języki!”- informował jeden z ubiegłorocznych newsletterów firmy Balajcza Linguistic Services z Warszawy. „Jest nam miło poinformować, że BALAJCZA wykonała kolejny projekt tłumaczeniowy w języku hindi. Tym razem tłumaczyliśmy hasła marketingowe z języka polskiego na język hindi”  - można było przeczytać w kolejnym. Firma tłumaczeniowa Balajcza, specjalizująca się m. in. w tłumaczeniach tekstów marketingowych na rynki całego świata, współpracuje z globalną siecią ponad 1500 tłumaczy, wśród których sporą grupę stanowią tak zwani tłumacze natywni (ang. native). To oni najlepiej wywiązują się z zadania, jakim jest „dopasowanie tekstów w języku obcym do lokalnych warunków tak, aby brzmiały one naturalnie i oczywiście marketingowo poprawnie w danym kraju”, czytamy dalej w newsletterze Balajcza.

Teksty marketingowe zlecają najczęściej klienci wchodzący na zagraniczne rynki lub wprowadzający na nie kolejne produkty bądź usługi. Ze względu na bogate słownictwo, które może dotyczyć wszelkich sfer życia, oraz kreatywność przekazu, stanowią one jedno z największych wyzwań w branży tłumaczeniowej. Chcąc dotrzeć do odbiorcy w obcym kraju, tłumacz musi przede wszystkim doskonale znać jego język. Dzięki temu uniknie wszelkich pułapek językowych, o których chętnie  donoszą takie strony internetowe jak Engrish.com. To jednak nie wystarcza. Tłumacz powinien znać też samego odbiorcę: w jakiej formie się do niego zwracać, jaki styl życia preferuje, jakie wartości są w jego kulturze nienaruszalne itd. Ma to szczególne znaczenie w przypadku tłumaczeń pomiędzy językami krajów i kultur, które bardzo się od siebie różnią, na przykład Europy i Azji. Brak wiedzy o realiach, w jakich funkcjonuje adresat kampanii marketingowej, może z łatwością doprowadzić do jej fiaska. Jest bardzo prawdopodobne, że potencjalni konsumenci odrzucą produkt lub usługę, jeśli nie zrozumieją przekazu, zostaną obrażeni  lub doprowadzeni do śmiechu. A nieudany przekład zasili któryś z licznych blogów marketingowych w sekcji „Najgorsze nieudane tłumaczenia reklam” lub „Kolejne wpadki wielokulturowych marek”. 

Niezależnie od rodzaju tekstu, tłumaczenie zawsze powinno brzmieć naturalnie dla odbiorcy. Dlatego tłumaczom dokonującym przekładu na język ojczysty jest łatwiej. „Na uniwersytecie było to w każdym razie przesłanie, które nam przekazano: tłumacz zawsze tłumaczy na swój język ojczysty. Chyba, że jest całkowicie dwujęzyczny, ponieważ mieszkał w rodzinie mieszanej albo w obu krajach.”, mówi jedna z tłumaczek języka francuskiego współpracujących z Balajcza Linguistic Services. Ale oczywiście nie oznacza to, że nie ma wybitnych tłumaczy, którzy poradzą sobie z przekładem równie dobrze, co tłumacz native. „Myślę, że jest to kwestia wrażliwości, którą nabywa się tylko przez głębokie poznanie mentalności mieszkańców kraju. Aby przetłumaczyć język, należy przetłumaczyć kulturę”, dodaje tłumaczka Balajcza.

Tłumaczenie na francuski? Ale na który francuski?

Nasz świat nie jest jednak taki prosty: w wielu przypadkach języka nie da się przyporządkować jednemu tylko krajowi i jednej kulturze. Tego samego języka mogą używać mieszkańcy w różnych krajach i na różnych kontynentach. Podlega on wówczas lokalnym wpływom i różni się, w mniejszym lub większym stopniu, od wariantu uznanego za standardowy. Dobrym przykładem jest tutaj język francuski, który, z przyczyn historycznych, ma swoje główne odmiany w Belgii, Kanadzie i w krajach afrykańskich.  W tym świetle pojęcie tłumacza natywnego staje się mniej oczywiste. Odmiana języka staje się dodatkowym czynnikiem, który firma taka jak Balajcza musi uwzględnić wybierając tłumacza do realizacji niektórych zleceń. Pochodzący z kanadyjskiej prowincji Quebec tłumacz języka francuskiego nie będzie prawdopodobnie idealnym wyborem, jeśli tekst przeznaczony jest dla francuskojęzycznych Belgów. Oczywiście za wyjątkiem, że od dłuższego czasu mieszka w Belgii…

Być przygotowanym na wszystko

Założona w 2010 roku w Warszawie Balajcza Linguistic Services obsługuje obecnie 250 kombinacji językowych. Nie jest to katalog zamknięty, firma chętnie podejmuje nowe wyzwania w reakcji na potrzeby rynku i klientów. Te zaś są trudne do przewidzenia i zależne od trendów w światowej gospodarce, globalnej sytuacji politycznej, migracji ludności , nieprzewidzianych wydarzeń itd. Jedno jest pewne: według 22 edycji Ethnologue, językowej bazy danych organizacji SIL international, na świecie w użyciu znajduje się obecnie 7.111 języków. Mimo kontrowersji wokół SIL International, której zarzuca się działalność misjonarską w lokalnych społecznościach, tak ogromna liczba żywych języków i ich ciągła ewolucja to fakty. Języki wymierają, wracają do użytku, rozprzestrzeniają się, mieszają między sobą. Większość z nich prawdopodobnie nigdy nie stanie się przedmiotem zlecenia w firmie tłumaczeniowej ulokowanej w środkowej Europie. Gdyby tak się jednak stało, klient Balajcza może liczyć na najwyższą jakość usług, a adresat tłumaczenia na tekst, który brzmi dla niego naturalnie. Nie wolno nikomu wmawiać, że rzodkiewki są czerwone na zewnątrz, a białe w środku, jeśli akurat tak nie jest.